Czy Polska będzie drugą Wenezuelą?

Czy Polska będzie drugą Wenezuelą? Photo of Filip Lamański Filip Lamański Follow on Twitter16 lipca, 20191 4 minut temu UdostępnijFacebook Twitter LinkedIn Czy Polska będzie jak Wenezuela? Polska będzie drugą Wenezuelą, można przeczytać w wielu komentarzach w Internecie, które nawiązują do polityki obecnego rządu. Jest to głównie nawiązanie do szeregu programów socjalnych wprowadzonych przez rząd Prawa i Sprawiedliwości. W związku z tym należy zweryfikować tę tezę, tak by raz na zawsze rozwiać wszelkie wątpliwości z tym związane. Bogactwo Wenezueli Cofnijmy się o 80 lat, kiedy to w Wenezueli odkryto olbrzymie złoża ropy naftowej, które zwiastowały dla kraju świetlaną przyszłość. Na poważnie zaczęto eksploatować ropę w latach 50. kiedy to wenezuelski antykomunistyczny dyktator Marcos Pérez Jiménez udzielił amerykańskim firmom wydobywczym koncesji na eksploatację złóż. Wszystko oczywiście pod parasolem ochronnym rządu USA. Od tamtej pory wenezuelska gospodarka zaczęła się prężnie rozwijać. Caracas było czymś na wzór dzisiejszego Dubaju. Miały tam miejsce najważniejsze premiery oraz najistotniejsze wydarzenia. Stolica Wenezueli kreowana była na miasto mody i biznesu. Miasto gdzie rządzi przepych i nowoczesność. W tym samym czasie Jimenez uruchomił olbrzymi program inwestycyjny, który zakładał budowę dróg i autostrad oraz wszelkiej infrastruktury. Wenezuela staje się wielkim placem budowy. Zarobki jak na tamte czasy są gigantyczne. Do Wenezueli przyjeżdżają obywatele nie tylko ościennych państw, ale również zdewastowanej po wojnie Europy. W 1950 roku PKB w przeliczeniu na jednego mieszkańca było w Wenezueli czwartym najwyższym na świecie. bridge 539498 1280 Most Generała Rafaela Urdanety będący jedną z dużych inwestycji Jiméneza. Jest to drugi najdłuższy most w Ameryce Południowe Na początku lat 70. kiedy to wybucha wojna Jom Kipur na Bliskim Wschodzie, w efekcie której ceny ropy w ciągu miesiąca rosną trzykrotnie (z 20 dolarów za baryłkę do 60 dolarów), do Wenezueli zaczyna płynąć gigantyczna ilość pieniędzy. Wówczas były wenezuelski minister Juan Pablo Pérez Alfonzo uważany za ojca założyciela OPEC przestrzegał Wenezuelczyków, że niemożliwym jest wydanie w mądry sposób tylu pieniędzy. Znany jest również z innego powiedzenia, w którym przewiduje, że w niedalekiej przyszłości Wenezuela będzie na skraju zapaści gospodarczej („Ten years from now, twenty years from now, you will see, oil will bring us ruin… It is the devil’s excrement”). Wówczas jednak nikt się tym nie przejmował. Ówczesny rząd i prezydent chcąc przypodobać się społeczeństwu, uruchomili olbrzymie programy socjalne. Spełnienie obietnicy wymaga zadłużenia na olbrzymią skalę, czym nikt się nie przejmuje. Wszyscy są przekonani, że ceny ropy będą w nieskończoność rosnąć, podobnie jak myślano przed kryzysem z 2008 roku w kontekście cen nieruchomości. I tutaj rozpoczyna się początek końca Wenezueli, który przewidywał Alfonzo. I nie mam wcale na myśli rozdmuchanych programów socjalnych. Wenezuelczycy, mając świadomość tego jak olbrzymie dochody przynosi im sprzedaż ropy postanowili wszelkie środki inwestować w jej wydobycie. Tym samym całkowicie zaniedbali pozostałe działy gospodarki dostosowując wszystko pod przemysł wydobywczy. To nic innego jak objaw choroby holenderskiej. Wenezuelczycy całkowicie uzależnili się od ropy i bardzo szybko zapłacili za to wysoką cenę. W 1980 roku cena za baryłkę ropy wynosiła około 120 dolarów. W 1988 roku była już poniżej 40 dolarów. Gigantyczne wydatki socjalne nie pomagały w spięciu budżetu, który przy wysokich cenach ropy pozwalał się zamknąć. Jednak przy tak drastycznym spadku i pełnym uzależnieniu od surowca Wenezuelczycy de facto nie mieli wyjścia jak popaść w biedę i zadłużenie. Chcąc ratować gospodarkę, Wenezuela musiała się zadłużać. Jeszcze w 1970 roku dług publiczny był niższy niż 10 proc. PKB. Pod koniec lat 80. XX wieku było to już jednak blisko 100 proc. PKB. dlug wenezuela Później przyszedł moment odbicia. Przed kryzysem w 2008 roku cena jednej baryłki ropy wynosiła powyżej 100 dolarów, co pozwoliło Wenezuelczykom złapać oddech, jednak wydarzenia z przeszłości nie dały kompletnie nic do myślenia. Ani trochę nie zdywersyfikowano gospodarki, która dalej była oparta na produkcji ropy, a w umysły społeczeństwa wkradło się po raz kolejny przeświadczenie, że ceny ropy będą tylko rosły. Z danych ONZ wynika, że w latach 2013-2017 eksport ropy odpowiadał za 90 proc. całkowitych przychodów eksportowych tego kraju. Co ciekawe w roku 1995, kiedy to Wenezuelczycy zdążyli się przekonać, do czego prowadzi niezdywersyfikowana gospodarka, eksport ropy stanowił 74 proc. ogółu przychodów eksportowych. Te dane pokazują więc, że Wenezuelczycy niezwykli uczyć się na błędach i zamiast pójść za ciosem i dalej dywersyfikować gospodarkę, postanowili ponownie powrócić do uzależnienia jej od ropy, czego dzisiaj mamy efekty w postaci hiperinflacji przekraczającej w skali roku poziom 10 000 000 proc., masowych przerw w dostawie prądy i wody oraz gigantyczną emigrację z kraju. Zobacz także: Gospodarka Wenezueli stabilizuje się. Dolar kosztuje już 4,5 boliwara Wszystko to przez brak jakiegokolwiek rozsądku w prowadzeniu polityki gospodarczej i brak perspektywicznego myślenia. Gdy już ktoś to robił jak Juan Pablo Pérez Alfonzo, to nikt go nie słuchał. Wielu twierdzi, że wenezuelską gospodarkę do ruiny doprowadziło rozdawnictwo pieniędzy. Owszem, pośrednio tak było jednak nawet przy stosunkowo niskich benefitach dla społeczeństwa, gospodarka Wenezueli i tak wpadłaby w tarapaty ze względu na kompletny brak dywersyfikacji. Idealnym kontrprzykładem na to jak mądrze można wykorzystać bogactwo naturalne są Norwegowie, którzy pomimo gigantycznych złóż ropy i gazu, potrafili stworzyć państwo opiekuńcze jednocześnie dywersyfikując gospodarkę i oszczędzając na czasy kiedy skończą się zapasy kluczowych surowców. Obecnie sprzedaż surowców naturalnych odpowiada za 57 proc. przychodów eksportowych Norwegii. Czy Polska będzie jak Wenezuela? Nie Znając historię Wenezueli, można odpowiedzieć na pytanie, czy Polska będzie drugą Wenezuelą i dlaczego nie? Kluczowym argumentem jest fakt, że mamy silnie zdywersyfikowaną gospodarkę. Największy udział w przychodach eksportowych naszego kraju mają produkty rolne, które stanowią 14 proc. ogółu. Ponadto nie są one narażone na istotne wahania cen, a także na zmiany w światowej koniunkturze, co jeszcze bardziej wpływa na stabilność eksportu. Na drugim miejscu są szeroko rozumiane paliwa z udziałem zaledwie 3 proc., co pokazuje, jak mocno zróżnicowany jest polski eksport. Ponadto należy zwrócić uwagę na wydatki państwa, w których kontekście jest przywoływane porównanie Polski do Wenezueli. Ostatnimi czasy wydatki z kasy publicznej rosły, jednak rosły również przychody, które bilansowały wzrost wydatków. Ponadto dług publiczny rośnie wolniej niż PKB, co de facto oznacza, że spada on w stosunku do wielkości gospodarki. Wzrost wydatków jest pokryty w pewnym stopniu ze wzrostu przychodów, które nie pochodzą z jednego źródła, jak to było w Wenezueli, co oznacza, że jesteśmy odporni na wszelkiego rodzaju szoki. Oczywiście, kolejne pomysły rządu nie do końca wydają się być w pełni przemyślane, jednak nie można absolutnie porównywać tych wydatków do wydatków Wenezuelczyków, którzy bazowali na jednym i na dodatek bardzo wrażliwym cenowo źródle dochodów, jakim była ropa. Dlatego na pytanie, czy Polska będzie drugą Wenezuelą, bez wahania należy odpowiedzieć, że nie. Choćby dlatego, że nie mamy takich złóż ropy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

وسام فرسان المسيح الفقراء ومعبد سليمان (باللاتينية