Były szwedzki SS-man: Polacy to powinni nazistom na kolanach dziękować!
Były szwedzki SS-man: Polacy to powinni nazistom na kolanach dziękować!
DRUGA WOJNA ŚWIATOWA
01.07.2011 | Autor:
Kamil Janicki
Erik Wallin. Szwedzki esesmam przekonany o słuszności niemieckiej (tfu!) misji cywilizacyjnej.Wydawało wam się dotąd, że Niemcy wywozili Polaków na roboty przymusowe i zaprzęgali do niewolniczej pracy? Przecież to jedno wielkie kłamstwo! Szwedzki esesman przekonuje czytelników swoich wspomnień, że w rzeczywistości naziści dali prymitywnym Słowianom dobrą pracę, nauczyli ich jak używać mydła, dobrze karmili, a nawet organizowali dla nich spektakle i kabarety w ich ojczystych językach. Istna idylla!
Erik Wallin – szwedzki ochotnik służący w Waffen-SS – nawet po zakończeniu wojny i ostatecznej klęsce nazizmu nie pożegnał się ze swoimi ideałami. Po latach, z pomocą innego esesmana, Thorolfa Hillblada postanowił spisać wspomnienia, tak by każdy mógł się dowiedzieć jak wielką odwagą do ostatnich chwil wykazywała się ponoć „najlepsza siła zbrojna od czasów Spartan Leonidasa”.
Naziści maszerują... zapewne na pomoc Polakom!
Naziści maszerują… zapewne na pomoc Polakom!
O odwadze wypowiadać się nie będę (pewnie wielu osiłkom z SS rzeczywiście jej nie brakowało, przynajmniej tak długo jak bili słabszych od siebie), ale relacja Wallina zawiera też nad wyraz interesujące uwagi o Polakach. Kiedy esesmani z ochotniczej dywizji „Nordland” wycofywali się przez Pomorze i Brandenburgię w stronę Berlina, poczęły im doskwierać nocne ataki band uzbrojonych cywili polskich i rosyjskich.
Erik Wallin czuł tak wielkie wzburzenie ich niewdzięcznością, że postanowił poświęcić całą stronę „rzekomym” robotnikom przymusowym. Bez dalszego komentarza zapraszam do lektury historii o wielkim dobrodziejstwie, jakie spotykało słowiańskich prymitywów ze strony niemieckich panów:
Byli to osobnicy wyrwani z mizernej egzystencji w białoruskich i ukraińskich ruderach – plugawych, śmierdzących, zawszonych i zapchlonych chatach z błota. Wywieziono ich do pracy w niemieckim przemyśle zbrojeniowym. Po raz pierwszy w swojej bezbarwnej i beznadziejnej egzystencji dostali dobrze zorganizowane stanowiska pracy i ludzkie warunki życia.
Ich brudny i zapchlony przyodziewek został zastąpiony czystymi kombinezonami z i tak szczupłych zapasów goszczącego ich państwa, a dzięki niepraktykowanym przez nich dotąd gorącym prysznicom z udziałem mydła (…) ich wszy i pchły odeszły w niebyt. Teraz nazywali siebie sklaven arbeiter, robotnikami niewolniczymi, ale byli opłacani, po ludzku zakwaterowani (…) oraz karmieni swojskim, regionalnym jedzeniem z kuchni zbiorowych, wydawanym w czystych stołówkach.
Erik Wallin wraz z kolegą na misji cywilizacyjnej w Polsce...
Erik Wallin wraz z kolegą na misji cywilizacyjnej w Polsce…
Organizowano im wieczorne przedstawienia, spektakle teatralne w ich ojczystych językach, wieczorki z muzyką klasyczną i ludową oraz przedstawienia kabaretowe. Stopniowo uczyli się codziennego używania mydła i wody, a także innych, elementarnych zachowań z zakresu higieny osobistej. Krótko mówiąc, zaczęli żyć jak ludzie (s. 106-107).
Można by się tylko zastanawiać: jakim cudem żaden z tych ucywilizowanych polskich (i nie tylko) robotników nie przedstawił sprawy w podobny sposób? Jakim cudem żaden nie dziękował niemieckim panom za zrobienie z niego człowieka? Może jednak to nie tak było?
Komentarze
Prześlij komentarz