Hegemonia USA dobiega końca i zakończą ją sami Amerykanie [FELIETON]
Hegemonia USA dobiega końca i zakończą ją sami Amerykanie [FELIETON]
W
poniedziałek mieliśmy kolejny historyczny dzień w polityce gospodarczej i
bankowości centralnej – jak w sumie ostatnio – co poniedziałek. Zatem
nie będę zagłębiał się w szczegóły techniczne, ale zrobię krok w tył i
opiszę szerszy obraz.
Co widać z
tej perspektywy? Amerykańska Rezerwa Federalna tydzień po ogromnym
ścięciu stóp procentowych, ogłoszeniu ogromnego skupu aktywów i innych
działań mających stymulować przepływ taniego pieniądza z banku
centralnego do gospodarki postanowiła zwiększyć skalę skupu obligacji do
poziomu zapewniającego płynne działania rynków. Co to oznacza? BEZ
LIMITU! Po raz pierwszy w bankowości centralnej (jeśli się mylę, to
proszę o źródła) wprowadzono skup aktywów finansowych na masową skalę
bez limitu!
Bank
centralny USA będzie skupował instrumenty dłużne z rynku bez limitu.
Masowy popyt powoduje obniżenie rentowności obligacji, które są dla
emitenta źródłem pozyskiwania finansowania (tak jak kredyt). Oznacza to,
że główny emitent – Wujek Sam (rząd USA) – będzie miał zapewnione
finansowanie praktycznie za darmo – w sensie bez płacenia odsetek.
Co więcej, Fed zapowiedział inne programy w tym:
„Establishment
of two facilities to support credit to large employers – the Primary
Market Corporate Credit Facility (PMCCF) for new bond […]”
Tutaj
znowu mamy naprawdę ciężki kaliber, ponieważ Fed zapowiedział skup
obligacji korporacyjnych z RYNKU PIERWOTNEGO! W praktyce oznacza to
podłączenie korporacji do pieniędzy z banku centralnego. Polskie media
finansowe jakoś o tym nie piszą, pewnie dlatego, że zgubiły się w
specjalistycznym żargonie, ale to też jest zmiana, która łamie pewien
paradygmat. Z tego punktu już mamy otwartą drogę do jawnej monetyzacji
długu USA przez bank centralny. To sytuacja, w której bank centralny za
świeżo wykreowany pieniądz finansuje wydatki rządowe.
Takie
sytuacje miały wielokrotnie miejsce w czasie wojen i zawsze kończyło się
to hiperinflacją. I tutaj piszę na poważnie. Nie jestem z tych osób,
które powtarzają slogany typu: „Niskie stopy u nas to zaraz
hiperinflacja” czy „QE to hiperinflacja”. Natomiast gdyby doszło do
faktycznej monetyzacji długu przez bank centralny, czyli kupowania
obligacji od Ministerstwa Finansów (czy Sekretarza Skarbu w USA) przez
bank centralny, to wówczas naprawdę możemy mieć hiperinflację.
I co z
tego wynika? Jakie głębsze wnioski się nasuwają? Na ten moment w USA
odkręcane są kurki z dolarami, pieniądze popłyną do polityków, firm, ale
i pośrednio do konsumentów. W każdym innym kraju silne zwiększenie
ilości pieniądza w obiegu, w połączeniu ze słabą aktywnością produkcyjną
prawdopodobnie doprowadziłoby do stopniowego narastania presji
inflacyjnej.
Ale czy tak będzie w USA? Nie!
Amerykanie
mogą za dolary prosto z banku centralnego kupować sobie towary z
importu. Chiny już pracują na pełnych obrotach, a to w połączeniu z
tanią ropą zapewnia bardzo niskie ceny!
Chińczycy
wysyłają towary, a Amerykanie dolary! Cóż za piękny interes - zapisy z
komputera za realne dobra! A dlaczego właściwie świat chce dolary?
Amerykanie
po II WŚ w Bretton Woods, dzięki swojej sile politycznej, zrobili z
dolara walutę międzynarodową – dolar jako jedyny miał pokrycie w złocie
(do 1971 roku). Potem okazało się, że tak naprawdę złota jest mniej niż
dolarów, dlatego wymienialność zerwano, ale koniecznie chciano, aby
dolar był globalną walutą rezerwową – żeby można było robić to, co
teraz!
Na
początku lat 70. Amerykanom udało się wynegocjować z Saudami rozliczanie
rynku ropy w dolarze. W zamian za to USA miały pilnować, aby na Bliskim
Wschodzie nie wyrosło mocarstwo, które zagroziłoby Saudom. Wojna w
Iraku? W Afganistanie? To element realizacji owej doktryny.
I taki
świat mamy dziś. Chińczyk w pocie czoła pracuje 12h w fabryce i gromadzi
amerykański dług, który wobec Państwa Środka wynosi już ponad 1 bilion
USD. Japonia to samo. Ale świat się zmienia, następuje
przebiegunowanie. Na ten moment wydaje się, że USA gorzej poradzą sobie z
wirusem niż Chiny. A konkurenci USA (kraje BRICS) od lat postulują
odejście od dolara w handlu międzynarodowym.
Moim
zdaniem obserwujemy już ostatnie podrygi USA jako hegemona. Oczywiście
nie znaczy to, że Stany zawalą się za rok. Takie zmiany trwają wiele
lat. Natomiast jestem zdania, że w ciągu kilku kadencji prezydenckich
doczekamy dnia, kiedy świat odeśle Amerykanom ich papierki. Wtedy będzie
dużo trudniej utrzymać najpotężniejszą na świecie armię, być liderem w
innowacjach, czy instalować wszędzie demokrację otwierając korporacjom
rynki.
Komentarze
Prześlij komentarz